Czym dla Ciebie jest przestrzeń publiczna |
Krzysztof Ulas |
niedziela, 06 września 2009 |
Idą wybory i wind of change duć zaczyna mocniej coraz. Z tej okazji tradycyjne „pocałujcie misia w…” zastępuje się konsultacjami i dysputami. KIlka miesięcy temu w Poznaniu odbyła się debata o przestrzeni publicznej. Niektórzy obwołali ją mianem kawokonferencji i ciężko z tym polemizować, bowiem w programie wyżerka była podkreślana bardzo dobitnie. Inni z kolei wiązali i wciąż wiążą z nią spore nadzieje. Przy okazji debaty omawiano projekt karty przestrzeni publicznej. Miło, ale na usta ciśnie się pytanie, czy po całym tym dyskutowaniu i kartowaniu zostanie jeszcze jakieś miejsce do zagospodarowania. Deweloperka i handlowe multipleksy skutecznie i bezwzględnie powiększają swoje panowanie.
Czym właściwie jest przestrzeń publiczna (nie mylić z domem)? Parki zakrzyknie ktoś radośnie. Owszem, to jedno ze znaczeń przywołanego terminu. Inny powie, że to przestrzeń powszechnego użytkowania. To też prawda, choć często opacznie rozumiana. Przyjrzyjmy się zatem temu terminowi i spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, jak w Poznaniu mają się przestrzenie publiczne. Najpierw trzeba zdefiniować przestrzeń publiczna jako miejsca, z których korzystać może każdy i to nieodpłatnie. Tabliczki: „wstęp wzbroniony” nie wchodzą w grę. Dla młodych demokracji, takich jak między innymi Polska, miejsca publiczne są szczególnie ważne. Budowa więzi międzyludzkich i tworzenie się postaw partycypacyjnych pozostaje w ścisłej zależności od dostępności do takich właśnie ogólnodostępnych miejsc. We współczesnych, ogrodzonych „śpialniach” jakimi stają się nowo powstające osiedla mieszkaniowe o jakiekolwiek związki społecznościowe niezwykle trudno. Praca-dom, dom-praca; w niedziele zakupy, wizyta u teściów, znajomych, rodziców. Ludzie po prostu się nie znają, nie mają na to czasu. Socjologowie już dawno zauważyli, że człowiek jako istota stadna lubi żyć i przebywać w skupiskach. Dlaczego zatem popularność zdobywają osiedla z płotami? Poczucie bezpieczeństwa, elitarności i marketing firm deweloperskich znacznie podnoszą atrakcyjność takich mieszkań. Jednak czy jesteśmy na nich szczęśliwi? No właśnie nie bardzo, a w efekcie powstaje spora siła odśrodkowa, która pcha ludzi na przedmieścia „na swoje”.
To też bardzo poważna kandydatka do miana przestrzeni publicznej. deweloper robi co może żeby ją zabudować. Fot. Krzysztof Ulas
Cytadela to enklawa zieleni niemalże w centrum. Można odpocząć,, lub pobiegać. Czasem ciekawą reknstrukcję obejrzeć. Fot. Krzysztof Ulas
Jeśli porównamy dwa osiedla: niedawno powstałe zbudowane przez Atanera na Polance z dowolnym ratajskim blokowiskiem zauważymy, że dzieli je przepaść. Na Ratajach wszystko jest przemyślane i obliczone pod kątem życia i wypoczynku. Te osiedla nie są oczywiście idealne, ale nie można zaprzeczyć, że liczba osób, które chcą w nich uczestniczyć w procesach kształtowania własnej przestrzeni życiowej jest większa niż zwykle. Ryneczek na osiedlu Jagiellońskim, tak odmienny od potężnych galerii handlowych. Ludzie kupują, ale też mają warunki by przystanąć, wymienić się informacjami, po prostu pogadać. Tego się nie widzi w miejscach spędu ludności, czyli wielkich galeriach handlowych. Odpowiedź na pytanie dlaczego tak jest, wcale nie musi być trudna. Na targowiskach spotykają się ludzie zamieszkujący pobliskie osiedla. Ci ludzie się znają, widują i za sprawą takich spotkań zacieśniają więzi sąsiedzkie. W galeriach stykają się osoby nieznajome, które po prostu ogarnięte potrzebą „mieć” biegają w poszukiwaniu dóbr W tym pędzie nie ma czasu ani sprzyjających okoliczności na złapanie oddechu, rozejrzenie się dookoła, konsumpcja skutecznie zastępuje klapki na oczy. Wróćmy jednak do naszego porównania. Na osiedlu Atanera jest mnóstwo sklepów. Rowery, kable, dwa monopolowo-spożywcze, kebab itp. Słowem z głodu nie zemrzemy, jak fazę w chałupie wywali, też się będzie czym poratować. Tyle, że ludzie jacyś burkliwi, nie rozmawiają ze sobą, ledwo siebie zauważają. Przyczyn tego stanu rzeczy poszukamy zestawiając przestrzeń publiczną na wspomnianych osiedlach. Wokół większości bloków na Ratajach są rozległe trawniki, przy nich ławeczki, placyki itp. Aż roi się od huśtawek, piaskownic, pełno małej architektury . Co mamy na osiedlu Atanera? Ławek kilka, trochę trawy, pokryte kostką brukową miejsce na grillowanie i płoty. Jedno wielkie płotowisko. Obejście tego osiedla jest naprawdę wyzwaniem; tu nie ma lekko. Najprostsza wędrówka z jednego końca osiedla na drugi ciągnie się w nieskończoność, dystanse rosną. Ludzie skupieni na takiej przestrzeni alienują się od siebie, a jedną z form interakcji z sąsiadami jest wezwanie ochrony jeśli impreza jest zbyt głośna. Jedno co łączy te osiedla to zbyt mała liczba miejsc parkingowych, ale… Rataje były projektowane kilkadziesiąt lat temu. Planiści założyli wzrost liczby samochodów, ale z całą pewnością nawet oni nie spodziewali się, że będzie on aż tak znaczący. Rataje jednak mają o niebo więcej miejsc do spacerowania i rekreacji na dość świeżym powietrzu. Na osiedlu Atanera zamiast parków są parkany. Naturalnym kandydatem na wypełnienie tych braków są pola po drugiej stronie torów tramwajowych przy Polance. Tyle tylko, że Miasto już ten teren na galerię handlową przeznaczyło. Lokalizowanie kolejnej świątyni handlu w tak bliskim sąsiedztwie Galerii Malta wydaje się być absurdalne. Ale nie w Poznaniu, tutaj rządzi byznes.
Park Rataje. Gruzowisko o które walczy Dariusz Wechta. Ludzie chcą zieleni, deweloper chce budować. Fot. Lesław Rachwał
Ten uroczy zakątek też znalazł się na celowniku. Hotel, marina, restauracje.
To jednak jest ta przestrzeń publiczna? Ona po prostu jest. Nie generuje strat, ani zysków, nie funkcjonuje w związku z nią pojęcie rentowności czy też stopy zwrotu kapitału. Nie ma znaczenia czy odwiedzi ją 100 czy 1000 osób. Kolejne inwestycje takie jak chociażby zabudowa nadwarciańskiego cypla są zwykłym zamachem na przestrzeń publiczną. Galerie handlowe i budownictwo mieszkaniowe tworzą pewną formę, ale jest ona ściśle związana ze stopą zwrotu. Tutaj nie króluje być, tu rządzi niepodzielnie być by mieć. Dlatego stękającej co jakiś czas o społeczeństwo obywatelskie władzy należy wyraźnie powiedzieć: „A stwórzcie więcej przestrzeni do spotkań, wypoczynku, poznawania ludzi, wtedy idee znajdą lepszy nośnik i wniosą coś do strategii miejskich.” Jeżyce i Rataje są społecznościami bardziej zwartymi. Tam ludzie się znają i dlatego łatwiej jest o lidera, który wskaże kierunek. Tego swojej i innym okolicom życzę z całego serca. O Kongresie Urbanistyki, który odbył się w Poznaniu w ubiegłym tygodniu przeczytacie Już niebawem na naszej stronie.
06.09.2009. Krzysztof Ulas
Dodaj do...
Poleć znajomemu
Komentarze (1)Zapisz się do kanału RRS tego komentarzaPokaż/Ukryj Komentarze Napisz komentarz |
Poprawiony: piątek, 27 sierpnia 2010 14:17 |