Polak grupowo nie umie
Janusz Czapiński   
sobota, 02 stycznia 2010
Źródło: www.gazeta.pl
Tocząc spory i boje, ale także współpracując z władzami, nie możemy zapominać, że na dłuższą  metę o powodzeniu decyduje społeczna zdolność do organizowania się i wytrwałej współpracy. Jak jest z tym w Polsce mówi w Gazecie Wyborczej profesor Janusz Czapiński, programowy optymista, autor kolejnych Prognoz Społecznych.  Wynika z nich, że jest tak dobrze i jeszcze lepiej, że aż nie wiadomo jak tak dobrze być może....

 

Polak grupowo nie umie

Rozmawiał Wojciech Szacki
2009-12-28, ostatnia aktualizacja 2022-12-27 20:05

Prognoza społeczna 2010. Pracodawcy zdają sobie powoli sprawę, że indywidualne szkolenia już nie wystarczają. Zauważyli, że barierą wzrostu ich firm jest brak umiejętności współpracy między pracownikami. A z tym u nas gorzej niż na Zachodzie - mówi prof. Janusz Czapiński

Wojciech Szacki: Od lat prowadzi pan badania "Diagnoza społeczna"*, które pokazują, jak żyją Polacy. Może się pan pokusić o "prognozę społeczną" na rok 2010?

Prof. Janusz Czapiński, psycholog społeczny: Możliwe są dwa scenariusze. Pierwszy: rząd zaczyna na serio łatać dziurę budżetową i zwiększa obciążenia fiskalne. Wtedy nastroje opadną, a Polacy będą mniej zarabiali.

Są jednak w przyszłym roku wybory prezydenta i myślę, że bardziej prawdopodobny jest drugi scenariusz: rząd odwlecze zmiany, a Polacy dalej - choć powoli - będą się bogacili i odczuwali większe zadowolenie z życia. Ono rośnie od lat, ale do poziomu krajów Zachodu jeszcze nam trochę brakuje.

Skąd pewność, że Polacy będą się bogacić? Sytuacja gospodarcza jest gorsza niż parę lat temu.

- Kryzys jest na poziomie państwa, ogromnieje dziura budżetowa. Ale Polacy przywykli do słabego państwa. Narzekają na kiepskie drogi, brak autostrad, słabą administrację, ale potrafią to przeboleć. A indywidualnie radzą sobie doskonale.

I mają ogromne aspiracje, np. w sprawie przyszłego wzrostu swych dochodów. W końcu zderzą się z rzeczywistością.

- Aspiracje zawsze są wielkie i zawsze nierealistyczne. W poprzednich latach Polacy przewidywali, że w ciągu dwóch lat ich dochody wzrosną o 50 proc. A udawało się średnio 50 proc. z tych 50 proc. Teraz aspiracje są podobne, ale tempo bogacenia się spadnie.

Tyle że to wciąż będzie bogacenie się, a nie ubożenie. Nie przewiduję, żeby jakakolwiek duża grupa społeczna zbiedniała w 2010 r. Budżetówka ma przyrzeczone podwyżki, np. nauczyciele. Zatrudnieni w prywatnych firmach też mają argumenty w rozmowach z pracodawcą.

Bezrobocie w Polsce minimalnie rośnie, ale katastrofy nie będzie. Gdy ktoś mówi mi o kryzysie i zwolnieniach, odpowiadam przykładem huty szkła w Krośnie, która padła, a realne bezrobocie w mieście ledwie drgnęło. Pracownicy szybko znaleźli inne zatrudnienie.

Czego można się spodziewać w życiu rodzinnym? Czy zarobki żony zbliżą się do zarobków męża na podobnym stanowisku? Czy będą mieli więcej czasu wolnego?


- W życiu rodzinnym nic się nie zmieni i polskiej rodzinie nic dramatycznego nie grozi, nawet zrównanie zarobków męża i żony. On wciąż będzie średnio częściej niż partnerka wychodził do pracy i czerpał z pracy wyższy o ok. 20-25 proc. dochód, nawet jeśli oboje będą robić to samo. Wyjątkiem pozostaną małżeństwa prawników, w których to ona, a nie on, przynosi do domu więcej pieniędzy.

Poza tym demoralizacja dzieci wyraźnie wyhamowała. Więc i z tej strony polskim rodzinom nic poważniejszego niż dotychczas nie grozi. Polacy mają jeszcze sporo w wymiarze materialnym do odrobienia w stosunku do krajów zachodnich, więc z pewnością ci, którzy pracują, nie będą mieć więcej wolnego czasu. Problem jest nie w ilości wolnego czasu, lecz w sposobie jego spędzania. Dominuje "razem, ale osobno" - przed telewizorem.

Polacy są społeczeństwem strasznie konserwatywnym...

- Duch konserwatyzmu może się jeszcze umocnić. Bardzo ciekawa była w ostatnich dniach sprawa zbierania podpisów pod ustawą o parytecie, która ma promować kobiety na listach wyborczych. Mimo wielkiej kampanii na rzecz parytetów rzecz szła zaskakująco opornie. A ja się spodziewałem, że 100 tys. podpisów zbierze się w samej Warszawie.

Sondaże wskazywały, że parytet podoba się większości.


- Okazało się, że rzeczywiste postawy są bardziej konserwatywne niż ujawniane w sondażach. I nic nie wskazuje, że to się zmieni. Rządzi prawica. Kościół jest potężny. Jego wpływy - mierzone liczbą praktykujących - maleją bardzo powoli. Przepraszam za porównanie, ale ze stosunkiem do Kościoła jest trochę jak ze stosunkiem do ogórków małosolnych. Polacy jadą do Wielkiej Brytanii i wiozą ze sobą polską żywność, polskie piwo i polskie przywiązanie do Kościoła. Polacy nie są skłonni do ryzyka, a Kościół daje im bezpieczną przestrzeń symboliczną.

Po każdej edycji "Diagnozy społecznej" alarmował pan, że Polacy na tle innych społeczeństw są wobec siebie nieufni. Brakuje kapitału społecznego.


- To w ciągu roku na pewno się nie zmieni. Polacy zajmują jedno z ostatnich miejsc na świecie, jeśli chodzi o okazywanie innym zaufania. Dobro wspólnoty, szacunek do instytucji publicznych to pojęcia w zasadzie nam obce.

Kto to może zmienić? Kościół się do tego nie pali. Najlepszym miejscem do nauki współpracy jest szkoła, ale nasza szkoła kształci indywidualistów. Poza lekcjami wf. nie ma pracy grupowej.

 

Źródło: Gazeta Wyborcza (link)

Komentarze (0)

Zapisz się do kanału RRS tego komentarza

Pokaż/Ukryj Komentarze

Napisz komentarz

pomniejsz | powiększ obszar

Poprawiony: piątek, 27 sierpnia 2010 18:03