Centrum miasta już nie dla mieszkańców? |
Krzysztof Nawratek |
niedziela, 08 sierpnia 2010 |
Poznańskie konflikty o hałas generowany w rejonach intensywnie zurbanizowanych i zamieszkałych, w Śródmieściu, przez przedsięwzięcia rozrywkowe, okazują się nie być czymś wyjątkowym w skali kraju. Znawca tematu rozwoju miast, Krzysztof Nawratek, w wywiadzie dla portalu MMsilesia analizuje genezę i uniwersalny charakter zjawiska na przykładzie ulicy Mariackiej w Katowicach. Winna jest polityka miejska a raczej jej brak (red).
Przesiedlenie ludzi z Mariackiej to prostactwo! Marcin Nowak: No to mamy kolejny gorący konflikt w Katowicach i bynajmniej nie myślę tu o sprawie wyburzenia dworca PKP dr Krzysztof Nawratek: Być może to wcale nie jest kolejny konflikt, lecz wciąż jeden i ten sam problem? Dyskusja na temat funkcjonowania ulicy Mariackiej w Katowicach, spór o to czy centrum miasta jest dla mieszkańców czy dla użytkowników uzmysławia jak bardzo wypowiadające się na ten temat strony nie rozumieją czym jest miasto. Wiem, że brzmi to trochę brutalnie, lecz ten spór jest dowodem barbarzyństwa biorących w nim udział. Narażając się na oskarżenia o niepotrzebne intelektualizowanie przypomnę, że miasto powstało jako kontrast do tego co poza nim. Miasto to cywilizacja i kultura, poza nim jest barbarzyństwo, jest stan natury. Miasto więc to regulacje i instytucje. Mieszkańcy Mariackiej buntują się przeciw przekształcaniu tej ulicy w głośne miejsce imprez i koncertów. Spodziewał się Pan takiego stanu rzeczy? Spór pomiędzy mieszkańcami kamienic, którzy chcą mieć święty spokój i ciszę, a użytkownikami ulicy, którzy chcą się zabawić jest realny i skupia w jak w soczewce podstawowe problemy współczesnego miasta: do kogo miasto należy, gdzie jest granica pomiędzy tym co prywatne a tym co publiczne wreszcie pytanie o role miasta jako struktury. I to ostatnie pytanie jest w tym kontekście najważniejsze. Cytowana przez Gazetę Wyborczą opinia wiceprezydenta miasta Arkadiusza Godlewskiego który mówi "nie wierzę, by wprowadzenie jakichkolwiek odgórnych przepisów coś w tej sytuacji zmieniło - zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie narzekać" świadczy o tym, że pan Godlewski jest zwolennikiem stanu natury, a nie miasta. Również zdanie rzecznika miasta, Waldemara Bojaruna na łamach portalu mmsilesia 'To logiczne, że centrum nie jest oazą spokoju. Dla tych, którzy tak bardzo jej pragną proponujemy zamieszkanie w jednej z spokojniejszych dzielnic" jest moim zdaniem bulwersujące. Problem polega na prostackich uproszczeniach, które może dobrze wyglądają jako prasowe nagłówki (z jednej strony straszni mieszczanie, z drugiej niewinni młodzieńcy żądni zabawy) ale nie dotykają istoty problemu, którą jest brak odpowiednich regulacji i przemyślanej polityki miejskiej. Czyli to naturalna reakcja? Owszem. Przecież nie trzeba mieć doktoratu, by przewidzieć, że ludzie którzy korzystają z barów mogą być głośni. Jak to się więc stało, że napięcie pomiędzy mieszkańcami kamienic a użytkownikami barów nagle wszystkich (a przede wszystkim władze miejskie) zaskoczyło? Proponowane rozwiązanie – by mieszkańców 'wysiedlić' a na ich miejsce ulokować przestrzenie biurowe jest rozwiązaniem najgorszym z możliwych – spowoduje, że Mariacka będzie wymagała dodatkowej ochrony po zamknięciu barów, ochrony, która, by zacytować Jane Jacobs, dziś gwarantowana jest przez 'oczy ulicy', czyli właśnie przez mieszkających tam ludzi. Pomijam tu etyczny wymiar takich wypowiedzi, gdy (niektórych – tych starszych i biedniejszych) mieszkańców traktuje się jako przeszkody w osiąganiu przez miasto wyższego zysku, obawiam się bowiem, że takie argumenty nie będą zrozumiane. Czyli nie ma prostego rozwiązania. Ale co Pan poradziłby władzom Katowic? Niestety nie ma prostych rozwiązań, są rozwiązania prostackie - by przesiedlić mieszkańców lub zamknąć bary i kluby - których bym zdecydowanie nie polecał. Skomplikowane rozwiązanie, zamrożone w rozwiązaniach prawnych i instytucjonalnych, które pogodzi (na tyle na ile to tylko możliwe) interesy mieszkańców i użytkowników miasta musi zostać wypracowane przy udziale miasta. To wymaga czasu i starania. Miasto nie jest dżunglą, gdzie ten kto głośniej krzyczy i mocniej bije wygrywa, miasto nie może zostawiać ludzi samymi sobie z ich konfliktami. Miasto jest strukturą (społeczną, przestrzenną, prawną etc.) która działa poprzez absorbowanie napięć i wykorzystywanie synergii. Jeśli przedstawiciele władz Katowic tego nie rozumieją, to może inna ścieżka kariery byłaby dla tych panów bardziej odpowiednia? Jest Pan znanym specjalista od miast i nie tylko. Może zaproponować jakiś model z zachodu? Jeśli tak, to jaki? Pytanie czy Katowice w ogóle skorzystaja z jakichkolwiek porad) Bez przesady z tym znanym specjalistą... Poszukiwanie jakiegoś modelu (i dlaczego z zachodu, a nie na przykład z Brazylii, Kolumbii lub Korei Południowej czy Singapuru?) by go przeszczepić do Katowic jest - proszę mi wybaczyć - kolejną propozycją by pójść na skróty. I nie chodzi mi o to, że nie należy uczyć się od innych, lecz o to, że warunki prawne, społeczne i ekonomiczne Katowic są inne niż w dowolnym mieście na świecie. Generalna zasada - stosowana w większości cywilizowanych krajów brzmi: miej wizje - planuj - analizuj konsekwencje - nogocjuj - zamrażaj ustalenia w przepisy i instytucje - bądź otwarty na następne zmiany. To takie proste! Źródło: MmSilesia.pl (LINK) Fot. Joanna Erbel (Duopolis) Polecamy również książkę Krzysztofa Nawratka pt. "Miasto jako idea polityczna" (LINK)
Dodaj do...
Poleć znajomemu
Komentarze (1)Zapisz się do kanału RRS tego komentarzaPokaż/Ukryj Komentarze co dalej?
Co więc zrobimy? Na krótką metę pewnie nic. Niepokoi jednak tendencja w mieście Poznaniu do uchwalania planów miejscowych dla coraz mniejszych kawałków terenu, ostatnio konsultowano plan dla dwóch budynków. Z tego nie wyłoni się żadna całość w której sensownie będą zdefiniowane funkcje i strefy..
Napisz komentarz |
Poprawiony: środa, 11 sierpnia 2010 19:23 |