Wschodni Berlin: yuppies, mieszkańcy i młodzi spadkobiercy
The Observer   
piątek, 18 lutego 2011
Stolica Niemiec znów podzielona przez gentryfikację wyrzucającą z domów mieszkańców wschodniej części.







„Jak długo jeszcze?” pyta wielkie grafitti na ścianie squatu Tacheles w centrum berlińskiej dzielnicy Mitte. Odpowiedź jest, jak się okazuje, krótka. Kiedyś sklep, później więzienie, nielegalny budynek mieszkaniowy i centrum alternatywnej kultury jest o  krok od zamknięcia. „Spodziewamy się, że zamkną nas na dniach” mówi Yvonne Hildebrandt, projektantka biżuterii w studiu Kalerie. Po latach legalnych odwołań i próśb mieszkańcy zasprayowanego budynku, znajdującego się w miejscu, które kiedyś było żydowską częścią Berlina, stracili już pomysły i nadzieję.

Gentryfikacja i konflikt społeczny

Kiedy mieszkańcy zostaną wyrzuceni a budynek rozebrany, kolejny symbol Berlina, jaki pojawił się po zburzeniu muru, zniknie. Wszystko co pozostanie na Oranienburger Strasse, kiedyś sercu wschodnioberlińskiej kontrkultury, będzie galeria C/O ze zdjęciami, ulicę od Tacheels. A jej dni też są policzone.

Tacheels i galeria mogą stać się najbardziej znanymi symbolami walki o nowy Berlin, ale nie są jedynymi. Nie są także najważniejszymi. Tymi, którzy najbardziej ucierpieli na gentryfikacji starych osiedli na wchodzie miasta, jest ludność o niskich zarobkach. Mimo tego ich postawa przeciw była daleka od pasywnej.

W wyrazie sprzeciwu bogaci przybysze w dzielnicach takich jak Prenzlauer Berk zostali potraktowani cotygodniowym rytuałem palenia samochodów. Wandalizm dotarł do punktu kulminacyjnego około roku temu. Policja i kryminolodzy jeszcze nie ustalili sprawców w ciemno stawiając na członków radykalnego, „wolnościowego” ruchu, albo na młodych bezideowych ludzi, sfrustrowanych widokiem bogactwa w niegdyś biednych dzielnicach.

Kimkolwiek są, nie pozostają cicho. Próba zachowania czegokolwiek ze starego Berlina weszła w nowy etap na krótko przed świętami Bożego Narodzenia. Wtedy to w „Interim”, małym radykalnym magazynie pojawiła się pogróżki wobec turystów, których oskarżają o „yuppifikację” miasta. Policja poważnie traktuje to zagrożenie.

Dopiero gdy przejdziemy się wzdłuż ulicy Prenzlauer Berg’s Greifswalder aż do placu Alexandra i centrum dzielnicy, to zrozumiemy skalę renowacji: stare bloki mieszkaniowe są zmienione w kolorowe lofty w nowojorskim stylu. Wraz ze zmianami budynków wzrosły ceny wynajmu pogłębiając podziały społeczne. Mieszkańcy, którzy często mogli tam mieszkać tylko dzięki niskiemu czynszowi i luźnym umowom z właścicielami, zostali wyrzuceni na peryferia do pofabrycznych budynków. Równolegle artyści i inne „jednostki kreatywne”, które również mieszkały w Berlinie w tanich mieszkaniach, zostali potraktowani tak samo.

Mieszkanka Berlina, Yvonne Hildebrandt, opisuje problem: „mieszkałam tu przez 20 lat. Mieszkałam po drugiej stronie ulicy, ale ceny wzrosły i środowisko się ujednoliciło, bo młode, bogate pary wyparły stamtąd biedniejszych”. Ivonne została przeniesiona na Kreuzberg, gdzie znalazła tanie mieszkanie w osiemnastowiecznym budynku. Jednak już wiadomo, że nim też interesują się bogaci inwestorzy.

To typowa historia, ale są też gorsze. Ludzie, którzy przez długie lata mieszkali we wschodniej części ponownie są pod presją, którą nakładają na nich właściciele, pragnący zarobić na wzrastających cenach i którzy wolą wynająć swoje mieszkania nowym lokatorom, zmuszając starych do wyprowadzki. Innym najemcom proponuje się „odprawę” by opuścili tanie mieszkania. W ten sposób właściciele mogą je wyremontować i podnieść ceny najmu.

Polityka

W świetle zbliżających się na jesieni wyborów w mieście, sprawa nie pozostaje bez znaczenia. Kwestia gentryfikacji w mieście stała się poważnym tematem w debatach publicznych. Zarówno Partia Zielonych jak i socjaldemokraci obiecują w tym zakresie działania powstrzymujące ten procesu.

Johannes Novy, jeden z autorów "Poszukiwania sprawiedliwego miasta", książki o zagospodarowaniu przestrzennym miasta twierdzi, że gentryfikacja w Berlinie szokuje wszystkich, którzy boją się, że Berlin stanie się „zwykłym miastem”. „Przez wiele lat ludzie traktowali Berlin jako miejsce z perspektywami i wystarczającą ilością miejsca, by każdy mógł się tam przeprowadzić [w latach 90. W Berlinie było 100 tys. pustych mieszkań]. Kiedy dzielnica Mitte została zgentryfikowana, jej mieszkańcy mieli poczucie, że mogą się przenieść gdzieś indziej; teraz czują, że w Berlinie zaczęło brakować miejsca. W tej chwili sprawa ta urosła do rangi problemu politycznego. A dotyka też innych środowisk. Nauczyciele, czy osoby zatrudnione w branżach kreatywnych, które nie otrzymują wielkich wypłat, zaczęli głośno o tym mówić.”

Winą za obecne problemy obarcza się władze miasta. Jak to jest, że władze dofinansowują restaurację całych obszarów, dzięki czemu bogacą się właściciele kamienic i dużych obszarów, a nie potrafią zapewnić ochrony i lokum biedniejszym mieszkańcom? „Ludzie przeprowadzali się w miejsca takie jak Kreuzberg, bo tam była różnorodność kulturowa. Teraz istnieje niebezpieczeństwo, że takie miejsca zmienią się w getta dla yuppies”.

Zagadką jest jednak co innego: skąd w mieście ze słabym przemysłem, w którym bezrobocie jest wyższe niż w wielu miastach starego Zachodu, a rząd jest największym pracodawcą, biorą się młodzi, bogaci mieszkańcy?

Andrej Holm, autor Gentryfikacji twierdzi, że większość z nich to „pokolenie spadkobierców”, którzy mogą kupować drogie mieszkania w bogatszych dzielnicach, dzięki sprzedaży majątków rodzinnych na południowym zachodzie kraju. „Ich praca i zarobki są takie same jak innych mieszkańców Berlina, ale ich bogactwo pochodzi z dóbr rodzinnych”. Holm twierdzi jednak, że nastąpiły zmiany w sposobie prowadzenia debaty wśród tych najbardziej zaangażowanych w akcje anty-gentryfikacyjną. „Wydaje mi się, że to nie przyniosło większych zmian. Palenie samochodów miało swój szczyt w 2009 i na początku wywołało publiczną debatę, jednak politycy szybko przeskoczyli na temat policji i bezpieczeństwa, co było zupełnie bezproduktywne”. Holm sądzi, że teraz radykalni aktywiści będą starali się pokazać Berlin jako nieatrakcyjny tak, by ludzie zamożni nie chcieli tu przyjeżdżać. „Mam wrażenie, że musimy obniżyć jakość Berlina w oczach klasy średniej i inwestorów”.


Na podstawie artykułu Petera Beaumonta, „East Berlin fights back against the yuppy invaders”, “The Observer” 16 stycznia 2011.








Tłumaczenie i opracowane:
Bogdan Dudzewicz

Komentarze (0)

Zapisz się do kanału RRS tego komentarza

Pokaż/Ukryj Komentarze

Napisz komentarz

pomniejsz | powiększ obszar

Poprawiony: piątek, 18 lutego 2011 13:43