Społeczne czytanie budżetu – Poznań 2011
Lech Mergler   
poniedziałek, 10 stycznia 2011
Debata nad budżetem Poznania na 2011 rok z powodu wyborów samorządowych odbywa się później niż zwykle. To najważniejsza kwestia publiczna w mieście w ciągu roku. W ślad za pierwszą, zeszłoroczną próbą, niektóre środowiska społeczne w Poznaniu angażują się w tę debatę próbując wpłynąć na ostateczny kształt planu przychodów i wydatków miejskich.




Treść budżetu to wyraz władzy realnej – wszelkie projekty, koncepcje, decyzje, plany na które nie zostaną uwzględnione w nim środki, pozostają pobożnym życzeniem. Stąd ranga uchwały budżetowej i powaga debaty nad budżetem.

Miejskie, czyli nasze

Budżet jest najpierw konstrukcją polityczną, określającą priorytety potrzeb społeczności miasta. Na zaspokojenie jednych pieniądze muszą się znaleźć w pierwszej kolejności, innych – niekoniecznie. Jest więc dokonywany wybór tego, co ważne dla miasta i jego mieszkańców i co mniej ważne. Te potrzeby, to nasze potrzeby, wspólne, zbiorowe, a pieniądze na nie są także nasze, głównie z podatków i opłat. To zapisy budżetu stoją za standardową reakcją władz („…miasto nie ma na to pieniędzy”) na żądania rozwiązania przez magistrat jakichś problemów w mieście. Na co są pieniądze, skoro na nic ich nie ma?To WIE właśnie budżet! I powinien także „wiedzieć”, dlaczego na to akurat są pieniądze, oraz dlaczego na coś innego ich nie ma.

To nie jest krytykanctwo, roszczeniowość albo radykalizm. Śledząc zapisy poszczególnych rubryk budżetu w kolejnych latach, można znaleźć szereg przykładów potrzeb, na które nigdy pieniędzy nie było, albo było za mało – także wtedy, kiedy budżet był zasobniejszy (np. „proinwestycyjny”). Przykłady pierwsze z brzegu to drogi rowerowe (z roku na rok coraz mniej); mieszkania komunalne i socjalne (były lata, że budowano zero!); nowe linie tramwajowe (jedna, na Rataje, przez kilkanaście lat!); przyjazne dla niepełnosprawnych przejścia podziemne; zagospodarowanie brzegów Warty… itd. Na inne (stadion, termy, promocja miasta, rozbudowa dróg dla samochodów…) kasa w tym czasie była. Zatem nie było pieniędzy, ale jednocześnie były, bo pewne wydatki są „niesłuszne”, a inne wprost przeciwnie.

Tu warto postawić pytanie, na co poszły wielkie długi miejskie (2 mld PLN za rok), których spłata będzie blokować rozwój miasta przez co najmniej kilkanaście najbliższych lat? Gdzie to widać w mieście? Bo na mieście jakoś nie widać efektów ich wykorzystania... Zaciąganiem ich rządziło staropolskie zawołanie: zastaw się, a postaw się. To zadłużenie będzie determinować kształt szeregu kolejnych rocznych budżetów. Bardziej szczegółowo mówił o tym radny T. Dziuba w wystąpieniu na nadzwyczajnej sesji budżetowej 21 grudnia ub.r., polecamy smakowitą lekturę tego wystąpienia.

Budżet partycypacyjny i demokracja miejska

Kto i jak rozstrzyga, że wydatki są „słuszne”, albo nie? Budżet projektuje władza wykonawcza (służby prezydenta). Władza stanowiąca (rada) uchwala go po poprawkach, a realizuje znowu wykonawcza. Prezydent ma interes, aby projektu budżetu nie ruszano, bo robi go „pod siebie”. Pod swoją wizję miasta i istotnych interesów w mieście. Prezydent ma armię urzędników do obrony projektu, sprzyja mu też czas – rada ma tylko kilka tygodni na uporanie się z projektem, który sztab specjalistów tworzy przez ¾ roku. I sprzyja hermetyczny językowo i intelektualnie charakter dokumentu.

Prezydent dominujący nad radą miasta, musi się z nią jednak o budżet układać. Procedura nie przewiduje konsultacji społecznych, ale obywatele mogą uczestniczyć w komisjach rady, opiniujących projekt budżetu. W interesie społecznym leży, by wesprzeć w negocjacjach z prezydentem organ przedstawicielski. I to z udziałem jak najszerszych grup mieszkańców. Nie trzeba odwoływać się do legendarnego Porto Alegre, brazylijskiego miasta, które wyszło z zapaści finansowej dzięki wprowadzeniu na szeroką skalę procedur budżetu partycypacyjnego, żeby jego potrzebę uzasadnić.

Krytycy idei budżetu partycypacyjnego odwołują się do demokracji przedstawicielskiej: wybraliśmy „swoją” radę i prezydenta, więc oni najlepiej rozplanują wydatki i przychody. Obecny stan kasy wskazuje, że jeśli dotąd było „najlepiej”, to nie dla ogółu… Może dla właścicieli firm budujących stadion Lecha i Termy maltańskie? Dla mieszkańców stojących w korkach, tłoczących się w tramwajach, szukających miejsca w żłobku pół roku przed narodzinami potomstwa albo czekających na mieszkanie komunalne lub socjalne –niekoniecznie najlepiej. Radę i prezydenta wybrali tylko niektórzy poznaniacy (prezydenta około 1/6 – 16% uprawnionych), może dla nich najlepiej? Legitymacja tej władzy jest mizerna i powinna ona szeroko nadstawiać ucha w stronę "ludu", żeby jej nie zaskoczył.

Ale nie tylko. Oklepany, ale mocny przykład ze stadionem pokazuje, że lobbing rozmaitych grup interesów,  trwa ciągle i jest skuteczny! Zaś „lobbing społeczny” miałby być poniechany, bo mamy „swoich” radnych? To obraża inteligencję publiczności. Radni zapominają zobowiązania wyborcze, zmieniają zdanie, światopogląd i przynależność, nieliczni łaszą się na konfitury. Bez krzyku nie dociera do nich, jakie są potrzeby różnych grup mieszkańców. Mają też swoje własne interesy, np. związane z karierami w partii, mają ograniczone kompetencje. Na koniec ich chęci rozbijają się o mur biernego oporu prezydenckiego urzędu. No i wybory są raz na cztery lata, a lobbowanie odbywa się codziennie.

Nie warto ulegać złudnej, lirycznej wizji demokracji, że rzeczy same wygrywają jeśli są dobre, mądre i piękne. Jeśli nikt nie broni sprawy, to ona przepada. Władze sprzyjają temu, kto wywiera na nie silniejszą presję, bierność mieszkańców służy promocji interesów korporacyjnych, prywatnych i in. partykularnych. W Poznaniu najbardziej oklepany przykład pochodzi z gospodarki przestrzennej i dotyczy deweloperów – silnej grupy nacisku skutecznie potrafiącej zadbać o swoje. Dlaczego demokracja przedstawicielska nie potrafiła dotąd obronić przed chaosem przestrzeni miasta, niszczonej rękami władz przez interesy biznesu deweloperskiego? Zadaniem władzy publicznej jest społeczne uzgadnianie rozwiązań, a jeśli nie ma z kim uzgadniać, to jest jak jest. Patrzenie władzom na ręce ma najgłębszy sens przy budżecie, od lat spolegliwie przyklepywanym przez radnych. Nie ma demokracji miejskiej bez budżetu partycypacyjnego!


Co robimy?

W tym roku nie będzie w istocie inaczej – nastąpi niewielka kosmetyka budżetu w pewnych szczegółach (1-2% – kilkadziesiąt mln PLN) „pod elektorat”, a jego podstawowa struktura pozostanie nie ruszona. Nad budżetem możnaby pracować do końca lutego (a nie tylko stycznia), jednak radni odrzucili wniosek T. Dziuby o przedłużenie terminu. Ten dodatkowy czas pozwoliłby dotknąć struktury budżetu i zbadać ją od podszewki. Oto na posiedzeniu komisji kultury we wtorek, 4 stycznia, jeden z radnych, podczas dyskusji o dodatkowych środkach „na kulturę”, bez ogródek publicznie wyznał, że koszty wszystkich inwestycji (999 mln PLN) są w budżecie zawyżone o ok. 20-30%. Zgromadzeni (ok. 50 osób), z przytomnym wiceprezydentem S. Hincem włącznie, potraktowali to jak stwierdzenie powszechnie znanej oczywistości. Dlaczego by nie poszukać tych 200-300, a choćby „tylko” i 100 mln PLN? Dlaczego radnym na takich pieniążkach nie zależy? (patrz Głos Wlkp.) Zdecydowaliśmy, że to zbadamy, własnoręcznie, będzie do przyszłorocznego budżetu jak znalazł…

Sytuacja jest przy tym tragikomiczna. Oto establishment staje się najgłośniejszym promotorem budżetu partycypacyjnego, a „przewodzi” mu prezydent (patrz Gazeta Wyb.). Zmienia miejsce zamieszkania na… Rozbrat czy też w ten sposób zgłasza zamiar wstąpienia do My-Poznaniacy? Tak bliska jest zapaść finansów miasta, że można wszystko powiedzieć, byle ten budżet uchwalić, bo zaraz „po” rozpęta się apokalipsa finansowa? To oczywiście nie jest prawda, że debata w Gazecie Wyborczej (06.01) zapoczątkowała temat budżetu partycypacyjnego. Początek był w zeszłym roku – kilkanaście organizacji społecznych wystąpiło wspólnie z apelem z poprawkami do budżetu na 2011 r. Wszystkie one niemal przepadły, a opozycja zignorowana z kretesem przez PO głosowała przeciw budżetowi. Sekcja Rowerzystów Miejskich, Rozbrat, stow. Mobilny Poznań oraz porozumienie kilkunastu innych organizacji zgłosiło na piśmie swoje poprawki. Wystąpiliśmy z nimi wspólnie na konferencji prasowej pod salą sesyjną, podczas finalnej sesji budżetowej rada miasta. (info patrz tutaj)

W tym roku (patrz obok materiał w "Wiadomościach Obywatelskich", dodatku Gazety Wyborczej w Poznaniu), pierwsze społeczne spotkanie na temat budżetu odbyło się już 17 grudnia ub.r. z inicjatywy Wlkp. Rady Koordynacyjnej – ZOP, z udziałem radnych T. Dziuby i M. Nowickiej. Brali w nim udział, obok WRK, przedstawiciele Forum osób niepełnosprawnych, Pozn. Rady Działalności Pożytku Publicznego, Rozbratu, Inicjatywy Pracowniczej, stow. My-Poznaniacy oraz Komitetu Obrony Praw Dziecka. Poczyniono ustalenia metodyczne co do dalszych działań, a T.Dziuba (wice szef komisji budżetowej) poparł zgłoszoną przez Rozbrat potrzebę szerokiej, publicznej dyskusji nad budżetem z dużym wyprzedzeniem i zadeklarował wolę lobbowania w tej sprawie w radzie miasta. Kolejne spotkanie było 27 grudnia z udziałem, ponadto, przedstawicieli Sekcji Rowerzystów Miejskich, stow. Inwestycje dla Poznania, klubu Krytyki Politycznej oraz reprezentanta RO Świerczewo. Uzgodniliśmy stałą współpracę w ciągu roku, bo nie da się oddzielić budżetu od dyskusji nt. sytuacji społeczno-ekonomicznej w mieście. Oraz – przygotowanie własnego stanowiska ws budżetu przez poszczególne środowiska. Odbyły się też konsultacje społeczne zorganizowane jedynie przez Klub Radnych SLD, gdzie z kolei byli też obecni przedstawiciele Poznańskiej Rowerowej Masy Krytycznej i stow. Lepszy Świat.

Nasze stowarzyszenie było reprezentowane na posiedzeniach dotyczących budżetu komisji rewitalizacji, środowiska, kultury, budżetowej, polityki przestrzennej i komunalno-mieszkaniowej rady miasta. Apelowaliśmy do radnych o uwzględnienie pięciu konkretnych poprawek, które przedstawimy tutaj wraz z uzasadnieniem po kolejnym spotkaniu NGO’sów na temat budżetu.

Odbywa się ono dziś, 10 stycznia o godz. 19.00, przy ul. Szewskiej 9, w siedzibie WRK.


Lech Mergler


Materiały przywołane w tekście:

● Tadeusz Dziuba – Wystąpienie na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta Poznania w dniu 2 grudnia 2010 r.

● Bogna Kisiel, „Poznań – Platforma: nie będzie wojny o budżet 2011 r.” (w:) Polska – Głos Wielkopolski z 7 stycznia 2011 r. 

● Michał Wybieralski, „Jakiego budżetu chcą poznaniacy?” (w:) Gazeta Wyborcza –Poznań z 5 stycznia 2011 r.
 
● Lech Mergler, „Budżet, czyli jakim/czyim kosztem marzy władza?” (w:) www.my-poznaniacy.org z 3 stycznia 2010 r.

Post scriptum (10.01.11):
Tuż po uwieszeniu tego materiału na stronie, ukazał się na portalu Rozbratu tekst o budżecie, w istotnym zakresie dopełniający ważne wątki tego, co powyżej, autorstwa Jarosława Urbańskiego, socjologa, lidera OZZ Inicjatywa Pracownicza i Federacji Anarchistycznej w Poznaniu, pt. Partycypacja bez pudrowania. Budżet Poznania 2011. Polecamy (LM)

Komentarze (0)

Zapisz się do kanału RRS tego komentarza

Pokaż/Ukryj Komentarze

Napisz komentarz

pomniejsz | powiększ obszar

Poprawiony: poniedziałek, 10 stycznia 2011 14:48