Poszukiwanie doznań zmysłowych w Poznaniu |
Bartłomiej Grubich |
wtorek, 21 grudnia 2010 |
Zapewne niektórzy, Szanowni Czytelnicy, uznają, iż niepotrzebnie tracę czas i klawiaturę, na pisanie o rzeczy tak banalnej. Ponieważ chciałbym napisać o zapachu.
Człowiek odbiera rzeczywistość za pomocą zmysłów. Idąc ulicą Świętego Marcina, widzę bank jeden, bank drugi, bank trzeci, jakiś sklep i Zamek. Idę Półwiejską, wielki tłum, co chwilę ocieram się o kogoś lub ktoś o mnie, czuję pod stopami nierówne podłoże. Wiele osób coś mówi, samochody hałasują. Dotykam miasta, widzę je, słyszę. Czegoś brakuje. I to nie smaku – w sumie na szczęście, bo codzienny Poznań miałby raczej smak kebaba z kurczakiem, a nie pyry z gzikiem. To czego miastu brakuje, to zapach. Z wielu inicjatyw, w które angażuje się Stowarzyszenie My-Poznaniacy, szczególnie kilka jest mi bliskich. Wśród nich także te skierowane na rzecz drobnego handlu na targowiskach. Oprócz pozytywnego często wpływu społecznego czy gospodarczego, targowiska takie dają miastu coś jeszcze. Nadają zapach. Wyjeżdzając na wieś, szczególnie wiosną, zapachy atakują nozdrza. Ścięta trawa, rosnące zboża, rozwijające się kwiaty. W mieście tego nie ma. Zapach funkcjonuje tylko jako coś, czego należy się pozbyć. Dlatego śmietniki na nowych osiedlach są chowane za murkami, poza wzrokiem i węchem mieszkańców. Często zamykane na klucz. I dobrze. Jednak zapach w mieście nie musi być czymś złym, wartym wyeliminowania. Dlatego lubię inicjatywę Food Not Bombs, polegającą na rozdawaniu ciepłego posiłku bezdomnym. Ponieważ posiłek rozdaje się na dworcu, a więc z zapachem "wchodzi" się w przestrzeń miejską. Dlatego lubię targowiska. Rynek Jeżycki, Wildecki albo Plac Bernardyński. Rzadko to zauważamy, lecz to właśnie te miejsca nadają zapach. Inny niż wylewający się w supermarkecie, gdzie odświeżacz powietrza, ze składników pełnej tablicy Mendelejewa, tylko udaje "naturalny aromat jaśminu wymieszanego z alpejską łąką", jak głosi napis na opakowaniu. Pójście na targowisko, szczególnie w sezonie wiosenno-letnim, gwarantuje doznanie dla "miastowego" niecodzienne. Poczujemy pełną gamę aromatów – wszelkich owoców i warzyw. Jedząc pomidory 365 dni w roku zapomina się o tym, że mogą one mieć zapach. Jedząc je w grudniu, hodowane w szklarniach na zachodzie Europy, nie pachną niczym. Wejście na targowisko, powiedzmy w lipcu, pokazuje, że to nie tylko warzywo czerwone i smaczne. Także pachnące. Współczesne miasto "wyrzuca" zapach do sfery prywatnej, hołdując wypaczonej idei "Miasta Europejskiego". W polskich warunkach, takie "Miasto Europejskie" staje się miastem bez właściwości. Przewidywalne, podobne do obrazków dostrzeżonych podczas wycieczki na Zachód 10 lat temu i wciąż funkcjonujące mitem "szklanych domów" (w których mieszkają biura finansistów i prawników) jako czymś, co dodaje blasku i wskazuje "nowoczesność". Rewitalizacja staje się wytrychem do pozbycia się mieszkańców, nie pasujących do ludzi sukcesu początku XXI wieku. Zapomina się o tym, że wzorce z Berlina czy Amsterdamu, nie są uniwersalne, lecz powinny być wypadkową historii danego miejsca. Każde miejsce ma swoją historię. I swoich mieszkańców, którzy powinni być brani pod uwagę w pierwszej kolejności, a nie tylko w sytuacji, gdy żaden deweloper nie ma pomysłu na biznes. Patrząc na wiele polskich miast (w tym także Poznań), mam wrażenie, że na siłę starają się pozbawić wszelkiej właściwości. Nie starają się nic powiedzieć, są bez wyrazu, nie dają żadnych bodźców. Celem przestrzeni miejskiej staje się sam w sobie, czysty ruch. Dlatego przestaje być zmysłowa. Nie powinna pobudzać, a jeśli już, w najbardziej prymitywny sposób – nagie ciała na billboardach dobrze to odzwierciedlają. Dlatego tak mało ławek w mieście, a jeszcze mniej w centrach handlowych. Dlatego park jest bezużyteczny – jest miejscem "bezruchu", nie umożliwia przejścia z punktu A do punktu B. W społeczeństwie nakierowanym tak bardzo na doznania cielesne, miasto pozbawione zmysłowości jest paradoksem. Przegrało z miastem bez właściwości. Bez zapachu. A jak wiele radości może wnieść, można odczuć już niedługo, rozkoszując się nie tylko smakiem, lecz także zapachem wigilijnych potraw. Wesołych świąt! Bartłomiej Grubich (1985r.), absolwent socjologii i filozofii UAM, rozdarty emocjonalnie między Bydgoszczą a Poznaniem, współpracownik czasopism: "Obywatel" oraz "Take Me"
Dodaj do...
Poleć znajomemu
Komentarze (0)Zapisz się do kanału RRS tego komentarzaPokaż/Ukryj Komentarze Napisz komentarz |
Poprawiony: niedziela, 02 stycznia 2011 16:16 |