Kto jest w Poznaniu głównym hamulcowym? |
Adam Kompowski, Andrzej Niziołek (Gazeta Wyborcza) |
sobota, 28 sierpnia 2010 |
Ten obszerny wywiad jest tak wielotematyczny, że nie bardzo było wiadomo, w jakim dziale go umieścić, żeby ułatwiać internautom odnalezienie go. Traktuje o centrum i jego degradacji, rozwoju przestrzennym miasta i prezydenturze R.Grobelnego. Nasze Stowarzyszenie też traktuje dobrze... (red.)
Adam Kompowski: Sprowadziłeś się kilka miesięcy temu z rodziną z Winograd do centrum Poznania. To rzadki przypadek, bo centrum się wyludnia. Jesteś zadowolony z przeprowadzki? Andrzej Niziołek: Przeprowadziłem się, bo tu mam większe mieszkanie. Nie centrum mnie przyciągnęło. Plusy są takie, że wszędzie mam blisko. Mieszkam przy ul. Ratajczaka. Kiedy gdzieś wychodzę, idę pieszo, wszystko mam prawie pod domem. Ale z plusami wiążą się od razu minusy - bo już do spacerowania ulice centrum Poznania, inaczej niż w Krakowie czy Wrocławiu, się nie nadają. To przelotówki! Świętym Marcinem samochody pędzą w jedną stronę, ulicą 27 Grudnia - w drugą. A w poprzek - mkną przez ulice Ratajczaka i Kościuszki. A dzieci? Mają się gdzie bawić? - Najbliżej jest park przy Starym Browarze, który leży odłogiem. Grażyna Kulczyk chyba wstrzymała inwestycje. Boiska, które tam były, są zdewastowane, ale można pojeździć na rowerze. Najczęściej chodzimy nieco dalej, na świeżo odnowiony skwer Zielone Ogródki przy ulicy Strzeleckiej, lub jeszcze dalej, nad Wartę. Albo jeździmy na Cytadelę czy do parku Sołackiego. Jak ci się żyje z nowymi sąsiadami, kim są? - Za ścianą mieszka emerytowany profesor Akademii Muzycznej, niedaleko profesor ASP, również emeryt, ale naprzeciwko, po drugiej stronie podwórza, mieszkają bezrobotni. W kamienicy obok - ludzie o śniadym kolorze skóry, Romowie albo Bułgarzy, którzy handlują na bazarze. Zaczynam rozpoznawać sąsiadów, mówimy sobie dzień dobry. Kiedyś zepsuł się zamek od drzwi wejściowych. Zanim zajął się tym administrator, sąsiad naprawił zamek. A ja z synem pomalowałem drzwi wokół zamka, żeby ładnie wyglądało. Gorzej jest dwa wejścia dalej, gdzie mieszka alkoholik. Są tam głośne imprezy, wiem, że ci ludzie nie płacą czynszu. Codzienne zakupy - w centrum to drożyzna? - Nie, bo blisko jest supermarket. Ale mam problem z biletami MPK, bo ostatnio z centrum Poznania zniknęła większość kiosków. Są co prawda biletomaty, ale ja akurat mam do nich daleko. W sumie - dobrze się mieszka w centrum Poznania? - Mnie tak, bo mieszkam w środku kwartału. Z jednej strony mam generalnie spokojne, duże i niebrzydkie podwórze, z drugiej tuż za oknem ogromne, zielone drzewo. Wiosną ma kwiaty, jak jest wiatr czy deszcz - to szumi. Nie słyszę ruchu samochodowego ani tramwajów na Św. Marcinie, bo od hałaśliwych ulic izolują mnie kamienice. Gdybym mieszkał przy ulicy, pewnie bym klął. A jak wychodzisz z mieszkania? - Opowiem ci o mojej typowej pieszej trasie. Wychodzę z Ratajczaka na Św. Marcin - i idę w dół. Za sobą mam budynki Alfy, przed sobą - wyboisty, zapuszczony fragment ulicy Św. Marcin. Wiele brudnych, szarych kamienic, brudne, choć nowe chodniki z granitowej kostki. Ale kto to widział myć chodniki! Był projekt miasta, by przed Euro 2012 dofinansować remont fasad. Mój administrator stoicko stwierdził: "Zobaczymy, jak będzie" - no i projekt padł. Ulica jest jak choinka obwieszona reklamami. Obok resztek sypiących się reklam jeszcze z PRL-u, np. "Restauracja Dietetyk", montowane są kolejne. Jeden wielki śmietnik. Chyba od dziesięciu lat nie ma plastyka miejskiego - władze miasta zlikwidowały to stanowisko. Przepisy są pełne luk. Prezydent Ryszard Grobelny jest od lat prezesem Związku Miast Polskich. Czy starał się, by Sejm zajął się uporządkowaniem tych przepisów? Idę dalej. Dochodzę do Piekar. Po lewej stronie mam budowę nowego domu towarowego w miejscu Pasażu MM. Naprzeciwko stoją okropne stragany i budy z pastami do butów, sznurowadłami, kosmetykami, kwiatami. I słupy trakcji elektrycznej grubo oklejone podartymi plakatami. Za nimi do niedawna stała zrujnowana wiata przystankowa, jedna z tych, którymi miasto chwaliło się w latach 90., a które teraz stoją często zniszczone, ponieważ nikt o nie nie dba. Gdy ją zdemontowano, odsłonił się widok na duży, wysypany żużlem parking. Jedyne czyste, ładne miejsce w tym ciągu to otoczenie kościoła św. Marcina. Dalej, za poprzeczną Wysoką, byle jaki, zaniedbany skwer w miejscu wyburzonych w czasie wojny kamienic! Porasta go coś zielonego, ale w dużej mierze to wcale nie trawa. Urzędnicy o to nie dbają, bo to teren prywatny. - Bo myślą o mieście wycinkowo, a nie troszczą się o wygląd Poznania. Teren nie jest miejski, ale całe miasto jest nasze i władze powinny myśleć także, co i jak z tym zrobić. Dalej mam widok na budynek Kupca Poznańskiego ze słynnym narożnikiem Dariusza Bąkowskiego, w którym stoi budka z pieczonymi kurczakami. Być może właściciel terenu uparł się, żeby działać na złość miastu, ale władze miasta muszą umieć mediować z każdym. Czy prezydent Grobelny zaprosił do swojego gabinetu pana Bąkowskiego i próbował z nim rozmawiać? Naprzeciw, na narożniku z Podgórną rok temu stanął pomnik Hipolita Cegielskiego. Okazuje się, że miasto w naszym imieniu pozwala na stawianie zasłużonym ludziom pomników, na których wyglądają oni jak pokraki. I to w eksponowanym miejscu. Postać Cegielskiego jest nienaturalna, nieproporcjonalna, a rzeźbiarsko - z gorszego XIX wieku. Gdzie był konserwator zabytków, kiedy miasto akceptowało ten pomnik? Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego może wybierać co chce, ale władze miasta nie mogą godzić się na byle co. Wiele osób cieszy się, że w końcu mamy pomnik Cegielskiego. - No dobrze, to wyobraź sobie, że któraś z tych osób chce obejrzeć pomnik z dystansu. Na wysepce, na której stoi Cegielski, jest 12 słupów różnej wielkości. Sygnalizacja, znaki drogowe, trakcja tramwajowa, diabli wiedzą, co jeszcze. Jak jakiś zdesperowany turysta będzie chciał zrobić zdjęcie temu nieszczęsnemu pomnikowi, to sfotografuje też 12 słupów, inaczej się nie da. Mój 10-letni syn policzył wszystkie słupy na tym placu - są aż 43! Po co tyle? A brzydota tego pomnika uwłacza pamięci Cegielskiego, który był człowiekiem dobrze wykształconym, pedagogiem. Tymczasem niezłą współczesną rzeźbę Davida Eerný'ego, "Golema", kryje się między drzewami i wyciąga stamtąd dopiero po medialnej burzy. Ma być ustawiona na osi al. Marcinkowskiego, choć właśnie dla celów pedagogicznych powinna stanąć na ulicy Żydowskiej. Na rogu z Dominikańską jest tam załamanie w linii kamienic. Kosztem trzech, czterech miejsc parkingowych w dawnej dzielnicy żydowskiej można by stworzyć magiczne miejsce - ślad nieobecnych już poznańskich Żydów. Poznań leży ci na sercu. Tak, i drażni mnie, że nie dba się, by nasze miasto było ładne. Rok po otwarciu mostu Jordana pojechałem tam z rodziną. Wychyliłem się i patrzę na przęsło, na elementy oświetlenia - były już obrośnięte pajęczynami, przez rok nikt ich nie czyścił. A windy przy moście Dworcowym - brudne i zasikane? Strach wejść. A to przecież wizytówka miasta. Tamtędy idą ludzie, którzy przyjechali do Poznania pociągiem. Te windy były kiedyś szczytem nowoczesności. - No właśnie, w Poznaniu wydaje się, że jak sobie zamontujemy nowoczesne windy, postawimy stylowy most, albo zrobimy nowy chodnik, to już jest Europa. A gdzie jest ktoś, kto to wszystko umyje? Strasznie narzekasz. Może teraz coś pozytywnego? Co można zmienić na lepsze? - Pokazywaliście w "Gazecie" projekt zrobienia z ulicy Św. Marcin deptaka, bardzo odważny. Ponieważ nigdy nie będzie na niego pieniędzy - utopijny. Można taniej i chyba szybciej. Kiedyś szedłem w pochodzie za św. Marcinem, jezdnią przy Alfie. I pomyślałem sobie: świetne miejsce, szerokie! Gdyby doprowadzić do odnowienia wieżowców Alfy, gdyby ściągnąć tam kawiarnie, sklepy, restauracje, gdyby zamknąć tę nitkę ulicy, ustawić ławki i posadzić krzewy, spowolnić ruch samochodów na nitce w kierunku Starego Rynku i wyciszyć tramwaje - mamy w centrum nową jakość. Zwłaszcza, gdyby odnowioną ulicą Ratajczaka jechał tramwaj. Możliwości są, tylko musi być całościowa koncepcja dla centrum, no i wola. Przecież projekt tramwaju przez Ratajczaka od ponad 10 lat leży w szufladzie. A inne pomysły na centrum? - W małym Pułtusku jest na rynku nowoczesna fontanna, do której mogą wchodzić ludzie. Taplają się tam dzieci, na ławkach siedzą dorośli, jest gwar i życie. Tamto miejsce żyje, zatrzymuje turystów. Mówi się o fontannie na placu Wolności - dobrze, żeby w końcu powstała, tylko pytanie, jaka ona będzie? Czy będzie dla ludzi, czy też można ją będzie tylko obchodzić dookoła? Przez centrum Poznania tylko się przechodzi, za mało jest rzeczy, które mogą człowieka zatrzymać. W Arkadii była przed wojną bardzo znana restauracja i kawiarnia Esplanada. Nie wiem, czy dziś jakiś restaurator wytrzymałby czynsz, który by mu tam narzuciło miasto. Ale władze powinny myśleć miastotwórczo, tworzyć miejsca, w których ludzie się zatrzymują, do których przychodzą. Miejskie czynsze w takich ważnych miejscach powinny działać ożywczo, przyciągać, bo miasto zarobi także na ludziach, którzy tam przyjdą. Schody Arkadii wychodzące na plac i jej wielkie okna zasłonięte dziś reklamami Empiku - to powinna być jedna z witryn miasta. Zobacz, jaki piękny by się zrobił plac Wolności! Z jednej strony restauracja, po drugiej stronie fontanna, przy której może się toczyć życie. Nie powiesz, że na placu Wolności nic się nie dzieje. - Plac Wolności jest dziś jedynie miejscem różnych okazjonalnych imprez. A to wysypie się piasek i zrobi turniej siatkówki, a to postawi się namiot z wystawą o dawnych Słowianach, a to jakaś firma wynajmie teren pod swoją imprezę czy festyn - wszystko jest na sprzedaż, bez głowy. W dodatku te atrakcje to często komercja - tandetny koszmar, jak nazwała je moja znajoma. Nie widzę tu żadnej koncepcji. Nie myśli się o tym, że miasto atrakcyjne to miasto piękne. O miasto trzeba dbać, nakładać na nie właściwe mu kosmetyki. Wpuszczać w różne miejsca ludzi, którzy mają pomysły. Trzeba sprzyjać otwieraniu knajpek i księgarni, tworzyć deptaki, uspokajać ruch. Bez stworzenia miasta miłego, w którym my sami będziemy się dobrze czuli, nie ma co marzyć o tym, że przyjedzie tu ktoś z zewnątrz i będzie chciał wrócić. Ale prezydent Grobelny tego nie potrafi. W jego trzech kadencjach nie dostrzegam spójnej wizji rozwoju miasta i konsekwentnej jego realizacji. Pytanie, czy dziś stać jeszcze Poznań na prezydenta bez wizji? Jesteś bardzo radykalny. - Nie jestem zapewne sprawiedliwy, bo osiągnięciem tej prezydentury jest choćby Euro 2012. Ale ja mówię o całościowym podejściu do Poznania - centrum to tylko jego element. A teraz obserwuję wyczyny Sławomira Hinca z Teatrem Ósmego Dnia - i prezydenta Grobelnego, który go broni. Po liście dyrektorów instytucji kultury podpisujących się pod apolitycznością kultury w rozumieniu pana wiceprezydenta - przelało mi się. To wszystko kompromituje Poznań. Ten list to przykład braku odwagi. A żeby zmienić Poznań - także centrum miasta - trzeba właśnie odwagi. Czas mierzenia wszystkich "za" i "przeciw" tej prezydentury dla mnie minął. Po 12 latach potrzeba generalnej oceny prezydentury Ryszarda Grobelnego. Ja oceniam ją źle i mówię wyraźnie i mocno: "Dość". Ale nie pomniejszym urzędnikom, nie różnym niemożnościom. Mówię "dość" prezydentowi Grobelnemu. Sprawa pozostawionego sobie centrum Poznania dla mnie wiąże się z innymi problemami miasta, a wszystkie wynikają ze złego zarządzania miastem przez Ryszarda Grobelnego i jego urzędników. Podaj przykłady. - Byłem dziennikarzem "Gazety" przez kilkanaście lat. Pamiętam rozmowę z Ryszardem Grobelnym, gdy był jeszcze członkiem zarządu miasta. W pewnym momencie powiedział: władze miasta i ja stawiamy na drogi i komunikację, na budownictwo jednorodzinne i mieszkania dla zamożniejszych. Pierwsze mu się niespecjalnie udało, ale drugie zrealizował! Poznań obrósł osiedlami domków jednorodzinnych, ludzie chcą się budować. Ale miasto przez to w sumie zubożało. Eksperci wypowiadający się na łamach "Gazety" mówią, że przyzwalanie na rozlewanie się miasta to polityka krótkowzroczna, że powoduje ogromne problemy, m.in. komunikacyjne. - W 1999 roku zacząłem na łamach "Gazety" dyskusję o rozbudowie Biblioteki Raczyńskich. Rozmawiałem z różnymi ludźmi: historykami, bibliotekarzami. Byłem też u prezydenta Grobelnego. Ale on na wszelkie apele o zajęcie się sprawą biblioteki długo udzielał jednej odpowiedzi: "Nie". Nie, bo miasto nie ma pieniędzy, nie, ponieważ grunt został oddany Telekomunikacji Polskiej i nic się z tym nie zrobi. Nie, bo nie, bo ja tutaj rządzę i mi ten pomysł nie odpowiada. Zmianę stanowiska wymusił dopiero ruch społeczny, m.in. powstanie i działalność Towarzystwa Przyjaciół Biblioteki Raczyńskich. Pamiętam radnych obradujących w gmachu biblioteki, którzy wbrew zarządowi poparli rozbudowę biblioteki na gruncie przy alei Marcinkowskiego - tak jak niedawno popierali projekt Starej Gazowni. Zauważmy, że odpowiedź władz miasta na takie miastotwórcze inicjatywy na początku zawsze brzmi: "Nie". I to pan prezydent jest tym hamującym. Dopiero nacisk powoduje, że prędzej czy później prezydent ze swoją ekipą widocznie uznają, że to, co zyskuje jakieś wyraźne poparcie, należy przekuć w swój sukces. Ale rozruch nowego skrzydła Biblioteki Raczyńskich trwa już 11 lat, w tym roku - mam nadzieję - wreszcie zacznie się budowa. Nie wiem, jak będzie ze Starą Gazownią. Tu po pierwszym swoim "nie" prezydent Grobelny szybko spuścił z tonu i zaczął mówić "tak". Decyzje zapadły szybciej, ale z tego, co słyszę, projekt z powodu kryzysu został zawieszony. Obie te sprawy dotyczą centrum Poznania i oba te projekty mogą pomóc w jego odrodzeniu. - Centrum Poznania nie uporządkuje się oczywiście samym wysiłkiem władz miasta. Trzeba by zaangażować i instytucje, i sklepy, i mieszkańców. Ale to do władz należy pierwszy ruch. A jeżeli władze miasta nie mają swojej własnej wizji, tylko jest ona na rządzących wymuszana - tak, jak przy okazji poprzednich wyborów samorządowych została wymuszona realizacja strategii promocyjnej Poznania - to efekt jest gorszy. "Poznań Know How" to dla mnie projekt wyrozumowany. W ramach swojej promocji Poznań chciał ściągać Rock in Rio czy Camerimage, a ja wolałbym, żebyśmy sami stworzyli coś przyciągającego ludzi z zewnątrz, jak kiedyś Maltę, albo żeby organizatorzy imprez sami się do Poznania zgłaszali, jak Roman Gutek z Erą Nowe Horyzonty do Wrocławia, bo przyciągnęła go aura miasta. Bez tego możemy się starać najwyżej o tytuł Prowincjonalnej Stolicy Europy, a nie Europejskiej Stolicy Kultury. Czasami mam ochotę wyjść na ulicę i wtykać w psie kupy, z którymi nie można sobie poradzić, chorągiewki z napisem: Poznań - miasto hau hau. Radni uchwalili, że mieszkańcy powinni zbierać psie odchody, Zarząd Miasta powinien tę uchwałę realizować - i co? Czy zarządzane przez prezydenta Grobelnego miasto, to miasto, które wie, co ze sobą zrobić - czy też może właśnie miasto hau hau? "Gazetowa" dyskusja "Czas na centrum Poznania", tak jak dawniej dyskusja o promocji, też ma skłonić władze do działania. To niedobrze? - Grobelny na pewno na to odpowie, bo zorientuje się, że mu się to opłaci. Natomiast ja na ulicach Poznania spotkałem go tylko raz, a przebywam na nich bardzo często. Czy ci się to podoba czy nie, mnóstwo ludzi chce głosować na Ryszarda Grobelnego. - Nie mają za bardzo wyboru. Problemem dla wiceprezydenta Hinca jest upolitycznienie miejskich instytucji kultury - a problemem Poznania i innych polskich miast jest dokonane na mocy sejmowych ustaw, chyba ponad dekadę temu, upartyjnienie samorządu. Dziś nie dostanie się do rady miasta nikt, kto nie ma silnego poparcia liczących się w kraju partii. Przyglądam się z nadzieją powstawaniu i rośnięciu w siłę ruchu My - Poznaniacy. Obronili park na Ratajach, bronią otuliny parku Sołackiego, zabierają głos w sprawie centrum miasta. Chcą startować do rady miasta. Myślę, że pozytywne przemiany w mieście zależą od takich ludzi, którzy nie traktują samorządu jako przystanku w drodze do Sejmu czy europarlamentu. Którzy nie są radnymi tylko dlatego, że znaleźli się na listach wyborczych swoich partii, i to układanych przez partyjnych bossów z Warszawy. Trzeba przewrócić ten stolik i mam nadzieję, że prędzej czy później to się stanie. Oczywiście samorząd powinien być kuźnią polityków, ale trzeba go odpartyjnić. Szanse na zostanie radnymi muszą mieć także ludzie, którzy wystartują z różnych lokalnych komitetów wyborczych. Odpolitycznić trzeba nie instytucje kultury - ale w pewnym sensie radę i władze miasta. W ruchu My - Poznaniacy nie widzę jeszcze generalnej wizji na temat tego, jaki powinien być Poznań. Są elementy tej wizji. Ale ten ruch dopiero się kształtuje. Myślę, że takich ludzi warto wspierać. *Andrzej Niziołek - dziennikarz, w latach 1990-2004 pracował w poznańskiej redakcji "Gazety". We wrześniu wydawnictwo Znak opublikuje "Biblię dziennikarstwa", której jest współredaktorem. 2010-08-28, ostatnia aktualizacja 2022-08-26 21:52 Źródło: Gazeta Wyborcza Poznań
Dodaj do...
Poleć znajomemu
Komentarze (0)Zapisz się do kanału RRS tego komentarzaPokaż/Ukryj Komentarze Napisz komentarz |
Poprawiony: poniedziałek, 30 sierpnia 2010 08:13 |