Jak można by rozwiązać konflikt w sprawie Rozbratu |
Andreas Billert |
czwartek, 25 marca 2010 |
W piątek 26 marca br. o godzinie 10 rozpocznie się licytacja terenu, na którym obecnie znajduje się skłot Rozbrat. Polecamy tekst dr. Andresa Billerta opublikowany w poznańskiej Gazecie Wyborczej, w którym przedstawiony był możliwy scenariusz, który niestety nie został zrealizowany przez włodarzy miasta.
Poznań ma masę problemów, ale największym z nich jest brak dobrego planu rozwoju miasta, takiego, o jakim mówi podpisana przez Polskę unijna Karta Lipska.
Taki plan to ani studium zagospodarowania, ani plany miejscowe. Te dokumenty traktuje się w Unii Europejskiej jako "plany - dzieci", dla których plan rozwoju jest "planem - matką". Tak chce Karta Lipska, zalecająca miastom Unii Europejskiej budowanie tzw. zintegrowanych planów zrównoważonego rozwoju miast - planów macierzystych dla rozwoju miast. Łączą one planowanie przestrzenne z polityką rozwoju społeczno-gospodarczego oraz strategiami finansowymi. Sporządzone w Urzędzie Miasta Poznania plan i strategia rozwoju tego standardu nie spełniają. Dlatego wszystko w Poznaniu idzie nieskoordynowanymi drogami i pełne jest konfliktów. Tutaj się zmieni Studium, bo deweloperzy wołają o grunta pod zabudowę, tam znowu palnie się kilka planów miejscowych pod pojedyncze, koniunkturalne zapotrzebowania, w innym miejscu łapie się za głowę, że brak pieniędzy. Nic dziwnego, że tę próżnię wypełniają autorskie idee, a każdy poznaniak ma przy tym swoją. Nie byłoby tego, gdyby Poznań miał dobry, zintegrowany plan zrównoważonego rozwoju miasta. Wówczas politycy oceniani byliby nie na zasadzie ich wizji, budowanych - jak mawiał Julian Tuwim - z "okien tramwaju i z głowy własnej", ale wedle tego, jak sprawnie i inteligentnie realizują społecznie uzgodniony "plan macierzysty". Warto wskazać na zalety takiego unijnego planowania na przykładzie sporu miasta z ludźmi ze skłotu Rozbrat. Nie jest rzeczą zaskakującą, że doszło do konfliktu interesów między miastem a inicjatywą obywatelską. I nie ma sensu zastanawiać się, kto ma tu rację, względnie jak jedna strona winna przechytrzyć drugą i postawić na swoim. Chodzi o to, jak taki konflikt można rozwiązywać w oparciu o "macierzyste planowanie rozwoju miasta" i polityczny dialog. Jak mogłoby to wyglądać? Zacząć się powinno od razu, gdy pojawi się zamysł nowego zagospodarowania terenu Rozbratu. Prezydent już w momencie rozpoczęcia debaty planistycznej zaprasza przedstawicieli tej inicjatywy do siebie na negocjacje. Miasto wie bowiem, że Rozbrat to ważna rzecz, gdyż stanowi kawałek zróżnicowanego i bogatego życia miasta oraz jego społecznych wartości. Na spotkanie prezydent wzywa do siebie urzędników od planowania przestrzennego i od kultury. Mówi przedstawicielom Rozbratu: "Wiaruchna, przykro nam, ale potrzebujemy waszego terenu, bo w naszym planie na tym miejscu ma powstać to i owo". Przedstawiciele Rozbratu są wściekli i mówią prezydentowi: "Bo znowu pan realizuje interes prywatnego właściciela terenu, co?". Urzędnicy wieszają tymczasem na ścianie plan, pokazujący obszary miasta wymagające restrukturyzacji lub odnowy, a Prezydent odpowiada: "Przede wszystkim jest to nasza koncepcja. Nie chcemy dalszej suburbanizacji. Chcemy, aby zabudowa mieszkaniowa powstawała na obszarach śródmiejskich i jego rezerwach terenów. To my, zgodnie z Konstytucją, mamy władztwo planistyczne. Akurat w tym miejscu chcemy też szczególnej ostrożności w zabudowywaniu terenu, z racji jego wartości ekologicznych. Jego właściciel to tylko podmiot realizacji miejskich planów rozwoju. Teraz chodzi nam o pogodzenie interesu waszego z naszymi planami. Interesu polityki społecznej i przestrzennej". Tu każe prezydent urzędnikowi, odpowiedzialnemu za politykę rozwoju aktywności społeczno-kulturalnych w mieście, zreferować jej założenia. Urzędnik czyta: "Miasto będzie wspierało aktywności społeczno-kulturalne obywateli, drogą zabezpieczania i wspierania rozwoju odpowiednich lokalizacji, ze szczególnym uwzględnieniem takich, które znajdują się we władaniu miasta oraz posiadają szczególne możliwości oddziaływania na rozwój życia społeczno-kulturalnego miasta. Istnienie Rozbratu uznajemy za istotny element zróżnicowanego życia społeczno-kulturalnego Poznania". - No, to szukajmy - mówi prezydent i proponuje nową lokalizację przedstawicielom Rozbratu, następnie ew. drugą i trzecią, na miejskich terenach wymagających restrukturyzacji lub odnowy. "Chcemy - mówi - upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Usunąć degradację obszaru i zrealizować dobry projekt społeczno-kulturalny". Kiedy już uzyska się konsensus na temat wyboru lokalizacji, zaczyna się druga część dyskusji. W jej ramach Prezydent sięga do planu finansowego miasta i ocenia, czy i ile może zainwestować w rozwój nowej lokalizacji Rozbratu. Jest sprytny i mówi, że ma mało pieniędzy. Oczekuje od Rozbratu aby pogłówkował, jak może on sam zaangażować się w finansowanie nakładów potrzebnych na rozwój swej nowej lokalizacji. Wówczas Rozbrat proponuje: - Zgłośmy projekt unijny: "Centrum samopomocowych modeli rewitalizacji komunalnych zasobów mieszkaniowych". Na zasadzie: wolność, równość, pomoc wzajemna! Na takie cele otrzymuje się z Unii również pieniądze na remont pomieszczeń. - Dobre! - mówi Prezydent. - Projekt zgłasza Miasto, wy jesteście głównymi partnerami - dwa etaty dla was - z zadaniem transferu doświadczeń samopomocowych. Poza tym płacicie nam niewielki czynsz za użytkowane powierzchnie, z których będziecie mieli dochód - myślę o waszej knajpce. Niezależnie od tego projekt powinien przewidywać zorganizowanie warsztatu naprawy i wypożyczalni rowerów. I jeszcze akcja samopomocowa bezrobotnej młodzieży: najpierw szkolić, potem działać. Ze strony Miasta macie też pełne wsparcie polityczne. Jesteście dla nas ważni! - Zastanowimy się - mówi Rozbrat - spotykamy się za dwa tygodnie. Prezydent zgadza się, a przedstawiciele Rozbratu idą z urzędnikiem od spraw planowania przestrzennego zwiedzić proponowany przez miasto nowy teren jego przyszłej działalności. Czy to takie trudne? Na pewno niełatwe, ale możliwe. Przede wszystkim rozmawiać, nie pałować. Andreas Billert - ekspert w dziedzinie rewitalizacji miast, pracował przy rewitalizacji miast niemieckich, m.in. Lubeki, doradzał też władzom Poznania Co miasto zaproponowało anarchistom? Skłot Rozbrat to kilka budynków przy ul. Pułaskiego, które 16 lat temu bezprawnie zajęli anarchiści. Urządzili tam mieszkania i centrum kultury alternatywnej, organizują też akcje społeczne, np. wydawanie posiłków bezdomnym. Od kilku lat skłot jest zagrożony likwidacją. Długi upadłej hurtowni przejął bank, chce zlicytować działkę, na której działa Rozbrat. Licytacja odbędzie się w piątek. W marcu zeszłego roku na Rozbrat przyszedł wiceprezydent Maciej Frankiewicz. Powiedział anarchistom, że zgodnie z prawem miasto nie może im pomóc w zachowaniu obecnej siedziby. Zaproponował im startowanie po miejskie dotacje na działalność kulturalną. - Mogę też poszukać niezagospodarowanej działki miejskiej. Spiszemy porozumienie, przejmujecie ją na 20 lat. Chcecie? - pytał Frankiewicz. - Nigdy nie sięgaliśmy po miejską kasę, potrafimy sami sfinansować swoją działalność - mówił Krzysztof Król z Rozbratu. - I nie chcemy się nigdzie wynosić. Ale po upływie kilku tygodni anarchiści wysłali pismo do urzędu z pytaniem, jakie lokalizacje miasto im proponuje. Twierdzą, że nie dostali odpowiedzi. - Wysłaliśmy odpowiedź na skrzynkę pocztową Rozbratu, nikt jej nie odebrał i wróciła do urzędu - mówi Rafał Łopka z biura prasowego UM. - W sprawie miejsca na działalność kulturalną i społeczną skierowaliśmy Rozbrat do Zarządu Komunalnych Zasobów Lokalowych - dodaje. Marek Piekarski z Rozbratu: - Znów jesteśmy zbywani. To miasto nie traktuje nas jak partnera, instytucję, która działa w tym mieście od kilkunastu lat. Źródło: Gazeta Wyborcza (link)
Dodaj do...
Poleć znajomemu
Komentarze (0)Zapisz się do kanału RRS tego komentarzaPokaż/Ukryj Komentarze Napisz komentarz |
Poprawiony: poniedziałek, 06 września 2010 09:13 |