Rozbrat, czyli naruszenie dostojnej fasady albo kołtun po poznańsku
Lech Mergler   
środa, 31 marca 2010
W minionym tygodniu (plus/minus 20-28 marca br.) w centrum politycznej uwagi poznaniaków były wydarzenia w polityce gabinetowej oraz w polityce społecznej i ulicznej. Pierwsze to trzęsienie ziemi w PO w Poznaniu oznaczające zasadnicze zmiany w dowództwie partii rządzącej. Drugie, obok skandalu z pustostanami w komunałce, ujawnionymi przez Stowarzyszenie Pomocy Eksmisyjnej, to przede wszystkim „tydzień z Rozbratem”.

 

Zapoczątkowała go demonstracja z przemarszem przez miasto w sobotę, 20 marca, pod hasłem „Rozbrat zostaje”, z happeningiem przed urzędem na pl. Kolegiackim. Zakończyła – niedoszła licytacja jednej z działek, na których skłot Rozbrat się znajduje – w piątek, 26 marca w sądzie przy ul. Młyńskiej. A informacje i bieżące komentarze spływają właściwie nadal. Coś istotnego chyba stało się w naszym mieście w tamtym tygodniu, i warto się temu przyjrzeć i próbować zrozumieć, określić sens. Moja próba poniżej, w trzech odsłonach.

 

Miłość bliźniego, czyli chamstwo i drobnomieszczaństwo

Piszę tu jako stateczny, poznański drobnomieszczanin – inteligent w mocno średnim wieku, który ma z dala od centrum domek z ogródkiem i trawnikiem oraz kredytem na hipotece, kominek w salonie, psa, kota, ślub kościelny i tradycyjną rodzinę, bywa w filharmonii i się odchudza.

To, co uderza w informacjach składających się na publiczny przekaz na temat „tygodnia z Rozbratem”, to wielkie emocje. Zwłaszcza widoczne na nieskrępowanych, bo anonimowych, forach internetowych wszystkich mediów. Opinia publiki jest spolaryzowana, jest ostra „jazda” na Rozbrat oraz jego obrona. Zgodnie z tutejszymi standardami pojmowania wartości chrześcijańskich, przeciwnicy Rozbratu zioną miłością bliźniego do skłotersów, nie żałując im wyzwisk, a chęć uczestnictwa w ich pałowaniu czy innych aktach gwałtu rzadka nie jest.

 

Gawiedź, bezkarna w swej internetowej anonimowości, zachowuje się według zawiadujących nią wzorców, zapobranych z zupą matki przy rodzinnym stole. Uczucia, które tatuś wyrażał i okazywał mamusi, a oboje dzieciątkom swym, widać powszechnie na forach internetowych jak na dłoni, nie tylko w tej zresztą sprawie. I to już nie dziwi.

Natomiast konsternację i zdumienie wzbudza fakt, że wyżsi urzędnicy i politycy miejscy, powtarzają ex cathedra w mediach rynsztokowe bzdety o Rozbracie jako prawdy urzędowe, bez pojęcia, odpowiedzialności za słowo i zwykłej przyzwoitości, nie mówiąc o powadze pełnionych funkcji publicznych. Nikt im zresztą, ani media, ani „autorytety”, nie wytknął grubej niestosowności takich wypowiedzi, psucia powietrza i zaniżania poziomu debaty publicznej. Sam nie wiem, czy to jeszcze dziwi…

Nazywanie anarchistów „przestępcami”, którzy „nielegalnie” zamieszkują na skłocie, co też jest „przestępstwem” – a takie zdania były wypowiadane publicznie kilkakroć, na poważnie, przez poznańskie grube ryby (są nagrania) – oznacza kłamstwo oraz naruszenie dóbr osobistych ludzi z Rozbratu – obrazę, zniesławienie i oszczerstwo. Kwalifikuje się to do sądu, ale anarchizm zobowiązuje i skargi pewnie nie będzie (?).

A szkoda, bo byłoby to wychowawcze działanie pro publico bono  – resocjalizacja na drodze wyroku sądowego oficjeli, którzy zamiast pełnić służbę publiczną, znieważają obywateli, kreując się na sędziów. Gdyby tak anarchiści zarzucili publicznie, że decydenci z taką determinacją działają na rzecz zabudowy parku Rataje albo Sołacza, Bielnik czy okolic Cytadeli, bo mają w tym własny interes (czytaj: korzyści od deweloperów) – toby dopiero była afera! Sprawa jest groteskowa tym bardziej, że to nie pomówieni o przestępstwo skłotersi mają sprawy karne w związku z Rozbratem, tylko w związku z działalnością urzędową – wyższy i niżsi urzędnicy miejscy!

 

 

Nieskazitelna fasada albo kołtun po poznańsku

W absolutnym centrum uwagi znalazł się napis zrobiony sprayem tuż przed końcem demonstracji „Rozbrat zostaje” na sypiącej się ścianie urzędu miejskiego. To Rzecz Straszna, niewybaczalna, świętokradztwo i bluźnierstwo za jednym zamachem. Wszystkie inne zdarzenia i okoliczności zeszły na plan dalszy. I to nie są żadne jaja, tylko autentyczne, oddolne, powszechne zbulwersowanie ludności poznańskiej stanów wszelakich z powodu napisu. Zupełnie spontaniczne, żywiołowe, odruchowe, choć potem wykorzystane na chłodno przez przeciwników Rozbratu….

Oto dzwoni młody uczony doktor, w świecie bywały, tubylec aktywnie stale władzy wytykający kuchy i nawet nie próbuje ukryć bulwersacji … „No niee… no oni przesadzili…” i koniec tematu. „Przybyli wandale pod okienko” – wytyka w tytule „Gazeta…. W innych mediach jeszcze gorzej („zniszczona fasada!!”), a na forach szkoda gadać.

Co o anarchistach tak naprawdę mówi fakt, że jeden koleś siknął sobie napis na ścianie na koniec tej znakomicie zorganizowanej, zdyscyplinowanej i inteligentnej demonstracji? No nic absolutnie nie mówi, bo to incydent bez znaczenia, marginalny. Albo właśnie mówi – potwierdza panowanie organizatorów nad emocjami tłumu – skoro w tak napiętej atmosferze doszło jedynie do incydentu tak drobnego. Żeby to dostrzec, trzeba jednak coś w ogóle wiedzieć o demonstracjach i ich dynamice i być trochę bezstronnym. A to niemożliwe, bo jest histeria. Histeryczna reakcja publiki i mediów na skalanie fasady nic nie mówi o anarchistach, tylko mówi coś istotnego o nas, o Poznaniu, ujawnia naocznie jakąś prawdę, zresztą nienową i niekoniecznie zachęcającą.

My, poznaniacy, praktycznie wyznajemy szczególny kult dóbr materialnych, kochamy je i czcimy, układamy je i pucujemy stale, bo porzundek to rzecz święta. Gwałt więc na nich przeżywamy szczególnie, boleśnie, może nie bardziej niż na ludziach i zwierzętach, ale dotkliwie. Kto nie stąd, ten nie pojmie… I „błędem” anarchistów jest, że nie chodzą na demo z miotłami, szufelką i kubłem na śmieci. „Błędem”, bo to schiza i paranoja, kiedy ten mistyczny materializm praktyczny upośledza w stopniu znacznym  rozum i wzrok, także profesjonalistom – uczonym i dziennikarzom. Przecież to właśnie ten materializm powoduje, że poznaniacy wydając najwięcej w kraju na gromadzenie dóbr trwałych (lodówki, pralki, telewizory, samochody i inne gadżety), jednocześnie wydają najmniej na kulturę, edukację, prasę i in. usługi i dobra niematerialne. Reakcja na zapaskudzony kawałek ściany urzędu pokazuje na istnienie ściany mentalnej w umysłach, które widzą i cenią głównie rzeczy. Zakaz dla Marszu Równości w 2005 r., zakończony draką z policja na oczach kamer TV z całej Europy, wziął się z obaw przed wybiciem szyby w którymś ze sklepów na Półwiejskiej – a nie z homofobii. Ta ściana w głowach wygrywa z prawami człowieka, konstytucją, prawem itd., co potem wykazały sądy, prowadzi do skandalu i afery. I ta ściana blokuje zmiany mentalne konieczne dla uruchomienia intensywnego rozwoju naszego miasta – bo on wymaga odwagi, otwartości i twórczości, innowacyjności, a nie prostej obfitości rzeczy i „porzundku”. Jest to też ściana zastawiająca drogę rozwoju demokracji miejskiej w Poznaniu.

W tym w oburzeniu widać mnóstwo hipokryzji. Milion razy bardziej niż ten jeden napis na fasadzie, syf w mieście stwarzają tysiące wszechobecnych, koszmarnych billboardów, a nietrafne (oględnie mówiąc) decyzje władz kosztują nas marnotrawstwo środków publicznych milion razy większe niż koszt zamalowania słynnego napisu. Ale to jakoś nie wywołuje porównywalnego oburzenia, bo trzeba by postawić się władzy, a my mamy zakodowany poznański respekt wobec władzy. Władza ma z natury rację, bo ma boskie pochodzenie, nawet jeśli błądzi i grzeszy. Nie lubimy, jak ktoś władzy oponuje, bo się jej obawiamy, i jak walczy o swoje, bo to zakłóca porzundek. Ordnung muss sein, morda w kubeł. Cień demona autorytaryzmu unosi się nad naszym bogobojnym, porzundnym miastem porzundnych ludzi. Nad mentalną Festung Posen.

I po co o tym wszystkich gadać… Lepiej zachować pozory, że jest cacy, ścianę jak okoliczne się odpicuje, ślad nie zostanie. I jak już wszystko znowu będzie ślicznie, postaramy się zapomnieć o niestosownym wyskoku i o anarchistach też, którzy zapaskudzili nam fasadę. A było to tak okropne, bo syf na wierzchu widać ze wszystkich stron, i ludzie się patrzą…

 

Co anarchiści chcą zrobić z naszym miastem?

Czy anarchiści pozwolą jednak o sobie zapomnieć? Myślę, że zdecydowanie wątpię. Gdyby władze zostawiły Rozbrat w spokoju, może siedzieliby sobie na skłocie i tam krzewili anarchię wśród młodszych adeptów. W mieście zaś sprawy toczyłyby się dalej, wg neoliberalnego porządku ustawionego pod geszefty rządzącego establishmentu. A tak, anarchiści zmuszeni zostali wyjść z Rozbratu, żeby powalczyć o swoje na placu Kolegiackim, potrenowali tam procedury i partycypację społeczną i nie pójdą już grzecznie do kąta. Zdecydowanie lewicowy dyskurs i aksjologia rozpleni się po mieście jak zaraza, albo i Dobra Nowina. Będzie go słychać na komisjach i sesjach rady miasta, powiatu, sejmiku, na radach osiedli też, relacjonowany przez media – przy budżecie, przy kwestiach mieszkań socjalnych i komunalnych, pracy i bezrobocia, komunikacji zbiorowej, usług publicznych. Przepadło…

Zapowiedź tego wszystkiego była w hasłach, pod którymi marsz Rozbratowy się odbywał i w happeningu na placu Kolegiackim. Zawołanie „odzyskać miasto” – miasto zawłaszczone przez władze i biznes – odzyskać dla mieszkańców i obywateli, jest tu najważniejsze. Były też liczne inne, które wielu poznaniaków popiera: „eksmisje stop”, „dość prywatyzacji przestrzeni publicznej”, „za prawdziwy samorząd i partycypację w decyzjach”, „pustostany w ręce wyobraźni”, „w obronie poznańskich klinów zieleni”, „miasto to nie firma”, „Poznań miastem dla ludzi”, „No to the Culture of Money”, „deweloperzy, burżuje, wasz koniec się szykuje”, „mieszkanie prawem, a nie towarem”, „samorząd dla mieszkańców, nie dla polityków”….

Moim zdaniem, finalny happening pod urzędem miasta wyraźnie miał opowiadać symbolami strategię pod tytułem „odzyskać samorząd”. Cóż to bowiem było? Symboliczna „inwazja” na siedzibę rady miasta i prezydenta. Teatralny reflektor zamontowany na samochodzie jak przeciwlotniczy „szperacz” przeszukiwał okna, jedno po drugim, jakby chodziło o pokazanie, że gmach jest już opuszczony i zaraz będzie można go „zająć”. Potem nastąpił „ostrzał” fajerwerkami, gmach „padł” i dwie anarchistyczne, czerwono-czarne flagi zawisły „zwycięsko” na jego frontonie. Spalenie kukły to symboliczne pokonanie wodza przeciwnej strony… Do drzwi urzędu – siedziby samorządu – zostały przytwierdzone „Tezy dla kierunku rozwoju miasta Poznania” (wiszące także na stronie internetowej Rozbratu), w liczbie 20 tez. Jest więc i program: wiadomo PO CO „odzyskiwać samorząd”…. Na stronie wisi też cokolwiek złośliwa analiza składu rady miasta pod względem społeczno-ekonomicznym, wykazująca, iż nie jest on reprezentatywny dla społeczności miasta Poznania: rada składa się z ludzi znacznie zamożniejszych niż ogół poznaniaków, dominuje biznes i elita inteligencka (prawnicy, lekarze, profesura).

Warto, polecając całość, zacytować pierwsze z dwudziestu przywołanych tez:

1. Najważniejszym dobrem miasta są jego mieszkańcy, stąd zasługują oni na szczególną ochronę w zakresie bezrobocia, bezdomności, zdrowia i równych praw dla wszystkich.

2. Miasto jest własnością jego mieszkańców, a nie włodarzy, czy nawet tym bardziej władz centralnych, więc to mieszkańcy powinni mieć decydujący głos w zakresie wszystkich decyzji go dotyczących.

Dlaczego anarchiści mogą być coraz bardziej atrakcyjni dla ludzi, zwłaszcza młodych? Bo w najbardziej skomercjalizowanym mieście w Polsce, gdzie rzeczy bardziej się liczą niż ludzie, naocznie pokazują oni dobre, wartościowe i ciekawe życie odległe od tej komercji, oparte na innej niż rywalizacja w pozyskiwaniu i gromadzeniu dóbr, zasadzie. A o te dobra, zwłaszcza te najważniejsze, nie będzie teraz łatwiej rywalizować, raczej przeciwnie.

 

Lech Mergler

 


 

Polecamy również:

 

Tezy dla kierunku rozwoju miasta Poznania (link)


Fotorelację z demonstracji w obronie Rozbratu (link do Galerii)

Piotr Żytnicki, Natalia Mazur, "Anarchiści świętują: Rozbrat zostaje!" Gazeta Wyborcza (link)

 

Oraz polemikę między Ryszardem Grobelnym a dziennikarzami Gazety Wyborczej, która ukazała się po publikacji powyższego artykułu:

 

Ryszard Grobelny, "O sprawie skłotu Rozbrat," Gazeta Wyborcza (link)

Michał Wybieralski, Michał Danielewski, "O Rozbracie poważnie. Odpowiadamy prezydentowi" Gazeta Wyborcza (link

 

 

 

Komentarze (1)

Zapisz się do kanału RRS tego komentarza

Pokaż/Ukryj Komentarze
respond this topic
According to my investigation, millions of persons in the world get the home loans at good creditors. Therefore, there's a good chance to find a commercial loan in all countries.
ParsonsLEONOR , 18 lipiec 2011

Napisz komentarz

pomniejsz | powiększ obszar

Poprawiony: niedziela, 04 kwietnia 2010 16:33