Podczas noworocznego przyjęcia w CK Zamek prezydent Ryszard Grobelny zapewnił zgromadzonych w sali gości, m.in. wojewodę Piotra Florka, dyrektorów miejskich wydziałów, że Poznań to miasto sukcesów. O „ekspertach od wszystkiego” i „wizjonerach” stwierdził, że po prostu w Poznaniu jest tak dobrze, że nieraz o tym zapominamy. Otóż proponujemy wycieczkę poza mury zamku oraz do innych europejskich miast.
Być może dla większości zgromadzonych tam osób - urzędników, polityków Poznań jest faktycznie miastem sukcesu. Być może oni ze swojego miejsca tak to widzą i z tego „sukcesu” na co dzień czerpią korzyści. Co ma być jednak jego miarą? Ilość zainwestowanych w beton i asfalt pieniędzy?
Otóż nie. O sukcesie nie mogą powiedzieć przeciętni mieszkańcy Poznania - ofiary czyścicieli kamienic, czy pracownice żłóbków, którym radni odmawiają godnych pensji. Miarą sukcesu jest zaspokojenie potrzeb mieszkańców - nie zaś ambicji rządzących. Przeciętny mieszkaniec nie może dojechać do pracy na czas, bo stoi w korku w Naramowicach. Zamiast na kulturę, pieniądze musi przeznaczać na prywatny żłobek dla dziecka, bo w jego okolicy nie ma publicznej placówki. Zaś starsze muszą dojeżdżać daleko do szkoły, lub iść do niej wzdłuż drogi bez chodnika. Kolejne osoby lądują na bruku nie z powodu niepłacenia czynszu, ale przerażone prześladowaniami ze strony czyścicieli kamienic, na które władze nie reaguje. To rozwiązanie takich problemów powinno być miarą sukcesu.
Miarą sukcesu jest dążenie do celów, które wyznaczają sobie miasta bardziej rozwinięte i nowoczesne niż nasze. To realizacja idei zrównoważonego rozwój, którego oczekuje od nas Unia i założeń Karty Lipskiej. A w Poznaniu, choć te idee wypisujemy na sztandarach, to władze ich nie realizują. Jesteśmy od 10 lat w Unii Europejskiej – wciąż jednak wielu założeń dotyczących rozwoju miast i aglomeracji nie wprowadzamy. Mamy jedną z wyższych w Europie liczbę samochodów na tysiąc mieszkańców. Robimy pierwsze kroki w rewitalizacji śródmieścia – bo prawdziwym sukcesem będzie realizacja przyjętych założeń. Miarą sukcesu jest to, że pewne rzeczy stają się oczywistością i tworzą codzienną jakość życia - np. w Holandii standardem są ławki i inna mała architektura, my zaś z instalacji ławek się cieszymy jakby to był największy sukces - być może w standardzie Poznania tak.
Miarą sukcesu jest poziom partycypacji społecznej, który jeśli chodzi o realne efekty wciąż w Poznaniu kuleje. Władze łatwo wydają miliony na stadion, nie pytając mieszkańców, a kiedy pytają nie biorą tych opinii pod uwagę – jak w przypadku konsultacji nad planami miejscowymi.
Miarą sukcesu jest zachęcanie młodych ludzi do pozostania w Poznaniu, danie im realnych szans rozwoju – a coraz więcej mich znajomych nie widzi w Poznaniu miejsca dla siebie i wyjeżdżają stad, bo nie znajdują tu pracy i perspektyw stabilizacji.
Miarą sukcesu jest jakość codziennego życia w tym dostępność i poziom edukacji - a na egzaminach końcowych mamy jedne ze słabszych wyników w kraju, zaś szkoły i przedszkola w ostatnich latach likwidujemy. Codzienna jakość życia to dostęp do zieleni, miejsc wypoczynku – a te raczej się likwiduje zamiast rozwijać – jak basen w Parku Kasprowicza.
Oczywiście można się spierać o wiele pojedynczych inwestycji, które w ogólnym założeniu można nazwać sukcesem. O niektóre wydarzenia, pewne instytucje, o szczegóły działań inicjowane przez niektórych urzędników. Nie mówmy jednak, kiedy sytuacja szarych mieszkańców często jest daleka od zaspokojenia swoich potrzeb bardziej przyziemnych niż stadion, że Poznań jest miastem sukcesu. Bo poza murami własnych popleczników (notabene bal zorganizowano w Zamku, sic!) jest rzeczywistość w której nie jest tak różowo.
Autor: MK
